środa, 30 maja 2012

Oeuf cocotte


Kolejne zakupy na targu i kolejne odkrycia. Trybula! Nie widzialam tego ziola wczesniej, ale podobno mozna juz je dostac na cosobotnim targu na ul. Zelaznej w Warszawie. Wracam juz za 2 tygodnie i sprawdze to osobiscie :) Poki co kupilam trybule tutaj, w Tuluzie. Najpierw suszona, a potem swieza, ktora wykorzystalam do dzisiejszych oeuf cocotte.

Dokonalam tez pewnych odkryc niekulinarnych. Na moim swiezo naprawionym rowerze wybralam sie na wycieczke wzdluz Garonny i w pewnym momencie natrafilam na intrygujaca sciezke. Wjazd prawie w calosci zatarasowany wielkim kamieniem, co chyba odstrasza innych, bo nikt tam nie skrecal. Procz mnie ;)

Sciezka jest cudowna! Co chwila mija sie gospodarstwa ze stadninami koni i innymi zwierzakami. Slonce, laka, kwiaty, rower i Wilki na mp3 - hell yeah! :D



 

Dojechalam do jeziora! Jezioro nazywa sie Sesquières i jest rajem dla ludzi uprawiajacych wakeboarding. Podoba mi sie, ze zbudowano tam wyciag, ktory idealnie zastepuje motorowki. Dzieki temu nie ma halasu i umozliwia to plywanie wielu osobom jednoczesnie. Niestety nie mozna tam plywac, ale i tak wycieczke uznaje za udana :)




Oeuf cocotte ze szparagami i szczawiem
przepis pochodzi z magazynu Elle a table, nr 57; 4 porcje

4 duze jaja

peczek zielonych szparagow

peczek szczawiu
pol peczka trybuli
4 lyzki crème fraiche lub smietany + odrobina na wierzch
25 g masla
40 g tartego parmezanu
sol, pieprz, galka muszkatolowa

  • Piekarnik rozgrzac do 200 stopni. Dokladnie oplukac i osuszyc szczaw oraz trybule, szparagi pokroic na 3cm kawalki.
  • Do wrzacej i posolonej wody wrzucic szparagi (bez glowek) i gotowac przez 3 minuty, nastepnie dorzucic glowki i gotowac kolejne 2 minuty. Schlodzic natychmiast w zimnej wodzie, aby zatrzymac proces gotowania.
  • Na patelni rozpuscic 15 g masla, a nastepnie dodac szczaw. Smazyc 2 minuty. Dodac trybule i kontynuowac smazenie jeszcze przez chwile (okolo 30 sekund). Zdjac z ognia.
  • Odlozyc kilka glowek szparagow do dekoracji, a reszte dodac do ziol na patelni. Doprawic sola i pieprzem.
  • Dokladnie natluscic 4 foremki sredniej wielkosci. Na dnie kazdej z nich dodac po lyzce smietany. Doprawic sola, pieprzem oraz galka muszkatolowa. Nastepnie dodac mieszanke ziol ze szparagami i delikatnie wbic jajko, uwazajac, by zoltko pozostalo w calosci.
  • Na wierzch kazdej foremki dodac jeszcze po odrobinie smietany, posypac parmezanem oraz udekorowac pozostawionymi glowkami szparagow. Jeszcze raz doprawic odrobina soli, pieprzu oraz galki muszkatolowej.
  • Gotowac w kapieli wodnej przez 10-12 minut. Podawac z grzankami.
  • Bon appétit!




piątek, 25 maja 2012

Tarta z cukinią



Ostatnio byly pomidory, dzis kolej na cukinie. Ponizej zamieszczam zdjecia zakupionych ostatnio okazow na moim ulubionym coniedzielnym targu przy kosciele St-Aubin.







Pierwszy raz w zyciu udalo mi sie kupic kwiaty cukinii! Od razu je sfotografowalam, ale niestety przez nawal pracy na uczelni nie mialam glowy, aby je jakkolwiek przyrzadzic i po 2 dniach nie wygladaly juz zbyt apetycznie... Ale ciagle mialam piekne cukinie, male i duze, zielone i zolte, okragle i podluzne. Zrobilam z nich tarte (tak, bardzo lubie tarty;)).
Do srodka nie potrzeba wiele wiecej. Tutaj kroluje cukinia!


Tarta z cukinią
pomysl wlasny

200 g ciasta francuskiego lub kruchego (u mnie kruche)
1 - 1,5 kg cukinii
3 jaja
pol szklanki tartego parmezanu
100g sera plesniowego (u mnie bardzo aromatyczny Banon)
maly jogurt naturalny
sol, pieprz
odrobina oliwy


  • Piekarnik nagrzac do 190 stopni. Natluszczona forme do pieczenia wylozyc ciastem, podziurkowac widelcem i zapiec przez okolo 12 minut.
  • Cukinie pokroic w plastry i podsmazyc ja przez kilka minut na patelni, az delikatnie zmieknie.
  • W oddzielnym naczyniu polaczyc ze soba jaja, jogurt, parmezan i pokrojony w kostke ser plesniowy. Doprawic sola i pieprzem.
  • Na podpieczony spod wylac polowe jajecznej mieszanki, wysypac cukinie (mozna zostawic kilka plasterkow na wierzch tarty), i zalac reszta masy jajecznej. Delikatnie poprzesuwac warzywa tak, aby masa wypelnila puste miejsca. Na wierzchu polozyc pozostawione plasterki cukini i skropic odrobina oliwy.
  • Wstawic do piekarnika i piec okolo 35 stopni.
  • Bon Appétit!

poniedziałek, 21 maja 2012

Zupa krem z pieczonych pomidorów


Kilka dni temu na targu natrafiłam na nieziemskie pomidory. Wystarczy spojrzeć na powyższą fotkę, żeby zrozumieć skąd mój zachwyt :)

Nazywa się je 'tomates anciennes' i niestety nie wiem jak to sensownie przetlumaczyc na polski (fr. ancienne = stary, dawny).

Czerwone w lewym gornym rogu to 'coeur de boeuf', co doslownie po polsku brzmialoby jak 'wolowe serce', ale nie ryzykowalabym takiego tlumaczenia ;) Sa to jedne z najwiekszych pomidorow, jedna sztuka moze wazyc nawet pol kilograma!

Zielone tuz obok nich to 'zielona zebra'. Najpierw wybralam same niedojrzale ale sprzedawca na targu przyszedl mi na ratunek :) Nalezy wybierac okazy z zoltymi paskami przebijajacymi spod zieleni.

Zolte pomidory to 'tomates ananas' (ananasowe), a purpurowe (w centrum) to 'noire de Crimée'. Ostatnie dwa rodzaje to 'cornue des Andes' (czerwone, podluzne, na zdjeciu na samym dole) oraz 'tomates cerises' (wisniowe).


Pierwszym planem na te pomidory bylo gazpacho. Pogoda w Tuluzie nas rozpieszczala, do czasu, az wzielam sie za gotowanie ;) Nagle ochlodzenie i deszcz zweryfikowalo moje plany i ostatecznie zrobilam zupe krem z pieczonych pomidorow, inspirujac sie przepisem Asi z Kwestii Smaku. Wyszlo naprawde pysznie!



Zupa krem z pieczonych pomidorow
inspirowane przepisem z Kwestii Smaku

ok 1 kg pomidorow
2 zabki czosnku
2-3 lyzki oliwy
1 lyzeczka cukru
250 ml bulionu
peczek swiezej bazylii
sol, pieprz
parmezan do posypania

  • Piekarnik rozgrzac do 190 stopni. Pomidory przekroic na pol i rozlozyc w formie do pieczenia.
  • Czosnek posiekac na wieksze kawalki i powtykac je w miazsz pomidorow. Doprawic sola, pieprzem i cukrem i wstawic do piekarnika na okolo 1 godzine.
  • Z upieczonych pomidorow zdjac skorke, dodac bazylie oraz bulion i przy pomocy blendera zmiksowac wszystko na gladka mase.
  • Przed podaniem posypac parmezanem. 
  • Bon Appétit!

niedziela, 20 maja 2012

Zupa krem z pasternaku

Dzisiejszy przepis jest mocno spóźniony. Wystarczy zajrzeć do kalendarza warzyw i owoców sezonowych na blogu Bei, żeby zdać sobie sprawę, że maj to środek `nie-sezonu` na pasternak. To tłumaczy czemu na codziennym wielkim targowisku na Boulevard de Strasbourg udało mi się znaleźć zaledwie 3 sztuki, pewnie ostatnie w całej Tuluzie ;-)

Kiedy przyjechałam tu w lutym, pasternaku było pełno (w przeciwieństwie do pietruszki, której nigdzie nie widzę) i często go przyrządzałam, zwykle zapiekając go w piekarniku z innymi warzywami. Wiem, że w Warszawie o niego niełatwo i pewnie dlatego jest dla mnie tak cenny. Ostatnio zrobiłam na jego bazie velouté, czyli aksamitną zupę krem. W przepisie wykorzystuję też fois gras - francuski przysmak, którego spróbowałam tutaj po raz pierwszy.


Zupa krem z pasternaku
Velouté de panais, croûtons, lardons et fois gras
4 porcje, źródło inspiracji: ELLE 3342

6 korzeni pasternaku
500 ml śmietanki (użyłam 12%)
700 ml mleka
1 l wody
20 g masła
sól
50 g boczku
4 kromki chleba tostowego bez skórekęsto
50 g fois gras

  • Pasternak obrać, opłukać i pokroić w większą kostkę.
  • Do dużego garnka wlać wodę, śmietankę i mleko, delikatnie posolić i zagotować. Dodać pasternak i gotować na małym ogniu przez około 30 minut, do miękkości.
  • Na suchej i rozgrzanej patelni zrumienić drobno pokrojony boczek. Gotowy boczek odłożyć na bok i na wytopionym tłuszczu podsmażyć pokrojony w kostkę chleb - do zrumienienia.
  • Fois gras pokroić w drobną kostkę.
  • Do ugotowanego pasternaku, mleka, śmietanki i wody dodać masło i wszystko dokładnie zmiksować do uzyskania kremowej konsystencji. Doprawić do smaku.
  • Podawać z dodatkiem boczku, grzanek i fois gras.
  • Bon Appétit!


niedziela, 13 maja 2012

Soufflé au Cantal



Ten post to test mojego samozaparcia i uzależnienia. Uzaleznienia od bloga. Niestety moja miłość do wina obróciła się przeciw mnie (miłość bywa trudna ;)) i postanowiła złożyć ofiarę w postaci mojego laptopa. Kilka dni temu wylałam cały kieliszek na klawiaturę i skutecznie go utopiłam. Nagle w mojej głowie powstało milion powodów dlaczego w zasadzie nie lubiłam tego komputera, że już stary, duży, powolny, bateria ledwo co wytrzymywała pół wykładu na uczelni. Niemniej jednak szkoda. Tym bardziej, że moje marzenie o lustrzance oddala się w tej chwili, gdyż będę musiała zainwestować w nowy komputer.

Ta sytuacja jednak pokazala, jak bardzo lubie prowadzic tego bloga. Otoz jest niedziela, a ja siedze na uczelni i skrobie sobie posta na szkolnym komputerze :)

Dzis upichcilam 'Soufflé au Cantal', czyli suflet serowy z serem Cantal. Jest to kolejna proba kreatywnego wykorzystania zapasow serowych, ktore nagromadzilam w tym tygodniu. Tym razem sa to sery twarde, zolte.

Konia z rzedem temu, kto je rozpozna! :)

Nie jest to proste zadanie. Musialam sie szybko zabezpieczyc, zeby ich nie pomieszac i od razu po wylozeniu ich na deske zapisalam sobie w notatniku ich kolejnosc (normalnie bym podpisala zdjecie na komputerze, ale trzeba miec do tego... komputer;)). A zatem, od lewej do prawej, kolejne sery to: Laguiole, Cantal i Salers.

Moj suflet niestety opadl, ale to dopiero moje pierwsze sufletowe doswiadczenie, wiec mowi sie 'trudno' i piecze sie dalej. Na szczescie smak byl super!


Soufflé au Cantal
przepis z ksiazki 'Culinaria France', 5 porcji

80 g tartego sera Cantal
125 ml mleka
3 jaja
2 lyzki masla + do natluszczenia foremek
2 lyzki maki
galka muszkatolowa, sol, pieprz

  • Piekarnik rozgrzac do temperatury 180 stopni. Mleko zagotowac. W oddzielnym rondelku na malym ogniu rozpuscic maslo, dodac make i mieszac energicznie, aby zapobiec powstawaniu grudek. Ciagle mieszajac dodac gorace mleko i po uzyskaniu jednolitej konsystencji zdjac z ognia.
  • Zoltka odzielic od bialek. Zoltka wymieszac z przygotowana masa, a bialka ubic na sztywna piane z odrobina soli.
  • Do masy dodac sol, pieprz, odrobine galki muszkatolowej oraz ser. Dokladnie wymieszac. Nastepnie delikatnie dodac bialka i wymieszac, uwazajac, aby zachowac puszystosc.
  • Gotowa mase przelozyc do natluszczonych foremek i wstawic do piekarnika na 15 minut.
  • Bon Appétit!

czwartek, 10 maja 2012

Galette aux asperges


...czyli placek ze szparagami :)

Pomysł, aby stworzyć to cudo tkwił we mnie od chwili, gdy wpadło mi w ręce mnóstwo archiwalnych numerów Elle a table (wydanie francuskie). Fotografia była tak zachęcająca, że postanowiłam, że jak tylko na targu pojawią się szparagi, to muszę zrobić ten przepis (tak samo jak kilkadziesiąt innych, które mi wpadły w oko:)

Dziś nareszcie stanęłam w kuchni z gazetą w ręku i wszystkimi potrzebnymi składnikami. Efekt końcowy jest taki, że jedyną rzeczą, która łączy oba przepisy - mój i proponowany przez Elle - są... szparagi ;)

Nie mogłam się oprzeć pokusie i postanowiłam dodać potrawie trochę koloru i charakteru - dorzuciłam plastry sera Langres z soczyście pomarańczową pleśnią. Taki placek to wręcz idealna okazja, aby uszczuplić moje serowe zapasy. Muszę robić to sprawnie, na oku mam jeszcze przecież 12 kolejnych (i tylko 1 miesiąc)! Poza tym po ostatniej sesji robienia tapenady, zostało mi trochę kaparów i anchois... miałam je tak zostawić?! :) Do tego różowy czosnek, którego pół kilo przywiozłam z ostatniej wyprawy do Lautrec, które słynie z jego uprawy.

Elle proponuje zrobić z ciasta francuskiego coś w stylu dużego pieroga ze szparagami w środku. Ja widziałam to bardziej w wersji 'galette', którą podpatrzyłam na pięknym blogu Tartelette (jej wersja jest z pomidorami). No cóż. To się chyba nazywa "inspiracja" :p



Galette aux asperges
inspirowane przepisem na 'chausson aux asperges', Elle a table, numer 58

gotowe ciasto francuskie
500 g zielonych szparagów
1 cebula
3 ząbki czosnku
100 g sera pleśniowego (u mnie Langres)
100 ml śmietany
3 łyżki kaparów
4-5 filecików anchois
masło do smażenia (w końcu to sekret kuchni francuskiej, prawda?:))
sól, pieprz, ulubione zioła

  • Formę do tart posmarować masłem, a następnie wylepić ciastem francuskim. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec przez 15 minut w temperaturze 210 stopni.
  • W międzyczasie pokroić cebulę i czosnek w drobną kostkę. Szparagi pokroić na mniejsze kawałki. Podsmażyć warzywa na maśle przez około 5 minut.
  • Na podpieczone ciasto wysypać podsmażone warzywa, dodać kapary i pokrojone w drobne kawałeczki anchois. Doprawić pieprzem i ziołami (uważać z solą - anchois są już słone). Wszystko przykryć plastrami sera i kleksami śmietany. Zawinąć brzegi ciasta w nieregularny sposób i wstawić z powrotem do piekarnika na kolejne 15 minut.
  • Bon Appétit!

Panorama Lautrec - stolicy różowego czosnku.

wtorek, 8 maja 2012

Brandade de morue

Miesiąc temu, razem z M., wypożyczyliśmy auto i wybraliśmy się w tygodniową podróż po południowej Francji. Korzystaliśmy z usług strony 'couchsurfing.org' dzięki czemu oszczędziliśmy trochę i poznaliśmy naprawdę niesamowitych ludzi. Nie wiem czy zetknęliście się z tą stroną, ale ZDECYDOWANIE polecam !!! 
Oględnie: chodzi o to, że mając zaplanowaną podróż, wysyła się zapytanie do ludzi mających konto na tej stronie, czy mogliby was 'przechować' przez jedną/kilka nocy. Ci ludzie to zwykle również podróżnicy, więc rozumieją jak to się żyje w podróży, są chętni pomagać i mają zwykle mnóstwo przygód do opowiedzenia. Moje pierwsze doświadczenie z tą stroną było rok temu, gdy zatrzymałam się z koleżanką w Los Angeles u chłopaka z Indii, który był doktorantem na University of Southern California. Było tak super, że wiedziałam, że przygoda z tą stroną dopiero się rozpoczęła.

Wracając do Francji: 

W przeciągu tygodnia, ja i M., poznaliśmy mnóstwo wspaniałych osób, które też pokazały nam różne oblicza francuskich zwyczajów kulinarnych. Dziś chcę wam przedstawić co spotkało nas w Nîmes


Słyszeliście o 'brandade de morue'? 


Zatrzymaliśmy się u pary, która ugościła nas przepyszną kolacją, a my przezornie przynieśliśmy ze sobą wino, co złożyło się na niezapomniany wieczór. Jednym z dań na stole było coś dla mnie zupełnie nowego - brandade de morue. Jak wynika ze zgrabnego rysunku wykonanego przez naszego gospodarza, głównymi składnikami potrawy są ziemniaki i ryba (dorsz :))

Jest to potrawa rodem z Nîmes, więc choć nie lubię pisać po książkach, to czuję, że teraz mój przewodnik jest dla mnie wart więcej niż kiedykolwiek:)





My jedliśmy to jako dodatek do bagietki, ale równie dobrze można zastąpić nim zwykłe puree z ziemniaków.









Brandade de morue
moja wersja


250 g filetu dorsza
400 g ziemniaków
3 ząbki czosnku
4 łyżki mleka (+ 2 szklanki do gotowania ryby)
4 łyżki oliwy
świeża kolendra
sól, pieprz


  • Ziemniaki obrać i ugotować do miękkości.
  • W oddzielnym naczyniu zagotować 2 szklanki mleka i włożyć do niego filety z dorsza razem z obranymi ząbkami czosnku. Gotować przez 15 minut na małym ogniu.
  • Ugotowaną rybę, ziemniaki i czosnek przełożyć do dużego naczynia. Dodać świeżą kolendrę, kilka łyżek oliwy i mleka, sól i pieprz do smaku i zmiksować wszystko na gładką masę. W zależności od konsystencji można dodać więcej mleka lub oliwy.
  • Bon Appétit!



UWAGI:
  • Jeśli dorsz jest słony, należy wcześniej moczyć rybę przez kilka godzin w naczyniu z zimną wodą, często wodę zmieniając.
  • Proporcje ryba-ziemniaki wciąż są dla mnie zagadką. Szukając "jednego właściwego" przepisu na to danie, natknęłam się na wiele wersji, gdzie proporcje wyraźnie się różnią. Czasem dorsz jest głównym składnikiem, innym razem ziemniaki (jak u mnie), ale jedno jest pewne - nie można zrezygnować z żadnego z tych składników:)
  • Kolendra to w zupełności moja 'wkładka' do tego dania - akurat miałam świeżą w domu. Myślę, że pietruszka sprawiłaby się równie dobrze.
  • Gotowe danie można również przełożyć do naczynia do zapiekania, posypać odrobiną bułki tartej i chwilę zapiec.
  • Uwagi są dłuższe niż przepis ;)

sobota, 5 maja 2012

Serów ciąg dalszy


Dziś zaszalałam. Udało mi się znaleźć 6 serów z mojej listy serów AOC (jest ich 44 i jestem już bliska finiszu:)) i oczywiście kupiłam je wszystkie. Czy to normalne, że zamiast kupić sobie coś na śniadanie, kupuję kolejny ser??

Poza serami AOC, które są moim celem, kupiłam jeszcze 2 inne sery (to te malutkie, na fotce znajdują się na szczycie). Do końca listy zostało mi tylko 12 serów! Póki co muszę jakoś zagospodarować te, które nakupowałam, więc pewnie wkrótce zamieszczę jakiś przepis z jednym z moich skarbów. Mam też sporo niezagospodarowanych szparagów, co nasuwa pewne pymysły... ;-)


············································································································


A to zdobycze sprzed kilku dni:


czwartek, 3 maja 2012

Zielona tarta



Ta tarta była moim podejściem do fenkułu. Jest go pełno na targach i bardzo mnie intrygował, aż pewnego dnia kupiłam go (razem z kilogramami innych nieplanowanych warzyw, serów i przypraw). Najpierw spróbowałam na surowo - w końcu nie raz widziałam go na różnych blogach jako składnik sałatek - ale niestety jego mocno anyżkowy zapach nie przemówił do mnie. To był pewnie znak, żeby potraktować go inaczej, a przynajmniej ja tak to odczytałam;)

Na każde "ułaskawienie wroga" polecam tartę :) To taka wdzięczna forma, co przyjmie wszystko, a efekt końcowy może przejść najśmielsze oczekiwania. Mój farsz postanowiłam utrzymać w kolorze zielonym i ostatecznie wyszło całkiem fotogenicznie. I pysznie! (Szczególnie w porównaniu z moją kolejną tartą, która z pewnością się tutaj nie zjawi;)

Spód zrobiłam z gotowego ciasta francuskiego. Swoją drogą, nie zastanawialiście się nigdy jak nazywa się ciasto francuskie we Francji? Otóż, wcale nie 'francuskie', co było dla mnie wielkim odkryciem kiedy nie mogłam znaleźć niczego takiego w markecie. Kupiłam za to eksperymentalnie coś o nazwie pâte feuilletée co później okazało się być właśnie... ciastem francuskim :))







Zielona Tarta
1 porcja ciasta francuskiego
1 fenkuł
1 awokado
1 por (biała część)
1 cukinia
1 cebula
3 ząbki czosnku
200 g crème fraîche (lub gęstej śmietany)
pół szklanki startego sera żółtego (ja użyłam Comté - kolejny ser AOC :)
pół ser(c)a Neufchâtel (lub innego delikatnego sera z białą pleśnią, np. Camembert, około 80 g)
2 jaja
kilka łyżek oliwy
sól, pieprz i inne ulubione zioła

  • Fenkuł dokładnie umyć, osuszyć, odciąć zieloną część, a pozostałą białą część pokroić w kostkę. Cebulę i czosnek również pokroić w drobną kostkę, a pora (białą część) w cienkie talarki.
  • Na dużej patelni rozgrzać trochę oliwy, wrzucić pokrojone warzywa i smażyć kilka minut. W międzyczasie pokroić cukinię w cienkie plasterki. Dorzucić do gorących warzyw, zmniejszyć ogień i dusić kilkanaście minut, aż wszystkie warzywa będą delikatnie miękkie.
  • W misce rozkłócić jaja, dodać crème fraîche i tarty ser żółty i wszystko dokładnie wymieszać. Doprawić solą, pieprzem i ulubionymi ziołami.
  • Piekarnik rozgrzać do 200 stopni. Spód oraz boki formy do pieczenia tarty wysmarować masłem i wyłożyć ciastem francuskim, następnie wyłożyć wszystko folią aluminiową i obciążyć (np. grochem, jabłkami, inną, mniejszą formą)Tak przygotowaną formę wstawić do piekarnika na 20 minut. Następnie zdjąć całe obciążenie i piec dalej przez około 5 minut do czasu aż ciasto ładnie się zrumieni. Wyjąć formę z ciastem i zmniejszyć temperaturę w piekarniku do 180 stopni.
  • Spód tarty wysmarować cienką warstwą mieszanki jaj, sera i crème fraîche, następnie wysypać całą zawartość patelni i zalać pozostałą częścią jajecznej mieszanki. Warzywa porozsuwać delikatnie widelcem, aby masa wypełniła puste miejsca. Na wierzch położyć pokrojone w plasterki awokado (delikatnie docisnąć) i ser Neufchâtel. Piec około 20 minut, aż masa zastygnie.
  • BON APPÉTIT!

wtorek, 1 maja 2012

Każdy ma swojego bzika











Moim bzikiem jest ser:) Kilka miesięcy temu, w ramach przygotowywania się do wyjazdu na studia do Francji, kupiłam sobie książkę, która stała się moim skarbem - Culinaria France (wydawnictwo Könemann). 468 stron (tak.. to całkiem spory skarb) zostało podzielonych na rozdziały opisujące kulinarne sekrety różnych regionów kraju. Nie będzie chyba dużym zaskoczeniem, jeśli powiem, że duża część książki jest poświęcona serom:)


We Francji produkuje się kilkaset rodzajów sera. Mówi się, że jest ich tyle, co dni w roku... ja aż tyle tu nie zabawię, więc musiałam trochę ograniczyć swoje ambicje. A może by tak skupić się tylko na serach chronionych prawem (AOCAppellation d'origine contrôlée)? Tych, które produkowane są od lat na bazie tradycyjnych receptur i posiadają certyfikat gwarantujący ich pochodzenie i jakość? Chwila.. ile ich jest? 44! Ok! Tyle to dam radę spróbować:)
Obecnie jestem chyba na półmetku. Na fotkach niektóre z moich zdobyczy.



Neufchâtel jest jednym z najstarszych serów Francji. Podobno początki jego produkcji sięgają VI wieku n.e.! Jego kształt mnie po prostu zachwycił, delikatny smak zresztą też:) Jest to ser miękki, dojrzewający (dojrzewa średnio 8-10 tygodni), podpuszczkowy, produkowany z mleka krowiego. Pochodzi z Normandii. Różne źródła podają, że powinien mieć smak delikatnie grzybowy - cóż, chyba nie jestem aż tak wyczulona na aromaty, dla mnie w smaku i teksturze podobny do Camembert'a, choć trochę bardziej słony.
Dużą jego część zjadłam prosto z opakowania, ale udało mi się też upiec tartę z jego dodatkiem (foto i przepis mam nadzieję wkrótce:)).

Selles-sur-cher to z kolei ser na bazie mleka koziego, pochodzący z centrum kraju. Aby zrobić jeden krążek tego sera o wadze 150g, wykorzystuje się 1,3 litra mleka. Po uformowaniu lekko zwężającego się cylindra, posypuje się go mieszanką soli i węgla drzewnego i pozostawia, aby ser dojrzał. Wokół sera tworzy się szara pleść, która ma o wiele mocniejszy aromat i smak niż wnętrze. Smak? Podobno delikatnie orzechowy... :) Najbardziej smakował mi w sałatkach z kuskusem i młodymi, kolorowymi warzywami.

Niestety nie udało mi się ich znaleźć w Polsce (Warszawie). Myślę, że na naszym rynku można znaleźć zaledwie kilka francuskich serów z certyfikatem AOC... Ale kiedyś pewnie nie było żadnego, więc pozostaje mieć nadzieję, że i w naszym kraju za jakiś czas będziemy mogli poeksperymentować w kuchni z tymi skarbami:)